06-02-2016, 07:42 PM
Co zrobić żeby sprzedawać swoja bizuterię. Cz.1.
“Plan jest prosty:
Punkt 1. - Kradniemy skrapetki i gacie z pralek.
Punkt 2. - ?
Punkt 3. - Wielka forsa.
Gnomy Gaciowe, South Park”
Jestem już na tyle starym Borsukiem, że moge robić małe podsumowania. Przez ponad 20 lat robiłem filmy dokumentalne, animowane i fabularne, pracowałem z kilkudziesięcioma naprawdę porąbanymi reżyserami, wcześniej studiowałem rzeźbę. Byłem wydawcą, cieślą, kamieniarzem, ilustratorem i grafikiem komputerowym, robiłem też gry. Od kilku lat pomagam projektować i produkowac biżuterie w pracowni mojej żony. Nie lutuję, nie bo nie, ale opracowuje wszystkie etapy produkcji, robie narzędzia (czasem bardzo skomplikowane), i organizuje co się da.
Cała ta branża (złotniczo-jubilerska) jest obrośnięta uprzedzeniami i kompleksami niczym bezpański pies kleszczami. Ludzie się nie dzielą wiedzą. Uważają , że jak coś ktoś wie, lub umie, to konkurencja, tylko czyha na to, żeby wykraść mu drogocenną wiedzę, dzięki której będzie kiedyś bogaty. A to przeciaż tak nie działa. Na początku mnie to bawiło, potem drazniło, teraz… nie wiem, chyba się przyzwyczaiłem. To forum jest wyjątkowe. Dlatego i ja postanowiłem się czymś podzielić.
W ciągu kilku ostatnich lat poznałem kilkadziesiąt, może kilkaset osób robiących biżuterię. Różnych osób. Rzemieślników, artystów, dziewczyny które szukają swojego miejsca w życiu i idą na kurs, kowali, luzaków oraz właścicieli dużych firm. Ponieważ wcześniej robiłem filmy dokumentalne, a robienie filmów dokumentalnych polega na przyglądaniu się ludziom (bardzo dokładnym i uważnym przyglądaniu się ludziom) to starałem się im przyglądać. Chciałem nawet przez jakiś czas zrobic cykl filmów dokumentalnych o polskiej biżuterii ale porzuciłem ten pomysł, bo nie po to zostawiłem robienie fimów, żeby je znowu robić.
Znajomy który uczy biżuterii w szkole na Felińskiego w Warszawie, kiedy pytailśmy go czy nie ma jakichś zdolnych uczniów, których dałoby się zatrudnić, powiedział mi:
Zapomnij! Oni wszyscy jak tylko skończą szkołę, otwierają swoje firmy, pracownie czy co tam i liczą na wielką forsę. Praca u kogoś ich nie interesuje. Nawet żeby się czegoś nauczyć czy podpatrzeć. Drżyj konkurencjo!
Pomyślałem o tych kilku zaprzyjaźnionych dziewczynach po szkole “Antidotum”, które oczekiwały że świat je przyjmie z zachwytem jako wielkie projektantki, a teraz pracują w biurach a biżuterią zajmują się jak czas pozwoli.
Po co w ogóle robić biżuterię, skoro tyle jej jest zrobionej?
Każdy, kto samodzielnie coś tworzy jest twórcą. To słowo stało się w dzisiejszych czasach bardzo pojemne. Rysujemy coś na serwetce w kawiarni jesteśmy twórcami, siedzimy rok nad makietą Bitwy pod Grunwaldem - również twórcy, wymyślamy metodę obserwacji meteorytów - twórcy.
Osoby, które mają problem z określeniem własnej tożsamości - ci którzy zadają sobie wewnętrzne pytanie - “kim jestem”, mogą nieświadomie wpaść w pułąpkę “bycia twórcą”.
Polega to na tym, że ważniejsza jest manifestacja tego “kim jestem” - “jestem twórcą” a więc muszę tworzyć, od tego, czy naprawdę warto to robić.
W dzisiejszych czasach każdy może być twórcą, ba… kazdy może być artystą (o tym napiszę póżniej). Kiedyś Jerzy Maksymiuk (rozczochrany, uroczy dyrygent) na pewnym warszawskim podwórku w centrum (WIlcza 10), po kilku głębszych, na widok kolejnego znajomego kompozytora zawołał: “ku..a, nie moży byc tak, że na kazdej ulicy po 5 kompozytorów mieszka!!!”.
To prawda.
Jak jest za duża oferta to ludzie głupieją. Nie wiadomo, co wybierać i znakomite rzeczy nie przebijają się do świadomości ogółu. Trzeba konkurować z totalną kiepścizną bo “kazdy przeciez może być twórcą”. Tak naprawdę to nie każdy, chociaż każdy może próbować. Ostatnio wydaje się że jest więcej chętnych do tworzenia niż odbiorców tego tworzenia.
Gdyby Kabaret Starszych Panów miał dzisiaj stanąć w szranki telewizyjnych nocy kabaretowych to prawdopodobnie nikt by go nie zauważył.
Rozważmy takie sytuacje:
Robie to bo to mnie określa.
Zdarzają się dosyć często w branży biżuteryjnej osoby, często są to dziewczyny, lub kobiety, które w poszukiwaniu swojego “ja”, swojego “kształtu”, zajmują się biżuterią. To trochę autystyczne zajęcie - w sensie, wyciszone, wymagające skupienia i cierpliwości. Ma tez właściwości terapeutyczne dla ludzi znerwicowanych. Więc może wciągnąć. Osobom takim wydaje się, że tworzenie ładnych małych przedmiotów jest fajne (na równi z układaniem kwiatów) i duchowo rozwijające. Czasem są to dziewczyny zajmujące się modą. Najczęściej to osoby które chcą zoś zrobić dla siebie, są kreatywne, coś się udaje zrobić więc sięgają po następne i następne. Potem lubią o sobie myśleć: “hmmm... Tak jestem twórcą. Twórcą biżuterii.” Pokazują swoje wyroby koleżankom, znajomym, a ci oczywiście chwalą bo jakżeby inaczej. Jest to jakaś odpowiedź na pytanie “kim jestem” więc można się poczuć dobrze (a przynajmniej lepiej).
Z ekonomicznego punktu widzenia taka sytuacja to początek całej litanii kosztów, bez specjalnych perspektyw na zyski (chyba że przypadkiem) bo osoby, które robią biżuterię głównie z powodów “bycia twórcą” - nie zwracają uwagi na otoczenie. Zaspokajają swoją potrzebę odpowiedzi na pytanie kim jestem. I już. A relacje z otoczeniem, prawdziwe relacje z otoczeniem są kluczem do sprzedawania swoich produktów.
Robię to bo lubię.
To jest dosyć jasna sytuacja. Każde hobby na tym polega. Powody lubienia mogą być różne i złożone. Można mieć autystyczne upodobania (autystyczne w sensie - lubię sobie podłubać w ciszy i spokoju). Można lubić takie małe przedmioty. Nie będę wnikał. Kibice lubią oglądać mecz - płacą za bilety. Modelarze lubią sklejać samoloty - płacą za modele i narzędzia. Hobbyści z ekonomicznego punktu widzenia to bardzo poważna grupa wydająca pieniądze a nie zarabiająca. Jeśli robisz biżuterię głównie dla tego że to lubisz, będą ogromne trudności ze sprzedażą jeśli nie zreformujesz podejścia. (nie znaczy, że masz przestać lubić, trzeba tylko wprowadzić inne priorytety).
Robię to bo to umiem.
Maria Czubaszek powiedziała kiedyś, że jej mąż (znakomity jazzman Wojciech Karolak) nigdy nie ćwiczy żadnych utworów. “Gram to co umiem” - mówi - “jak nie umiem, to nie gram, bo po co”.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że to nas ogranicza. Że skoro robimy tylko to co już umiemy, to nie ma rozwoju, nauki. Umiem grawerować, więc tylko graweruje. Lutować więc tylko lutuje. Ale w większej skali - całego fachu brzmi to rozsądnie:
Umiem robić biżuterię więc robię biżuterię. Nie zajmuje się… budową rowerów czy doradztwem podatkowym. Pytanie na ile jesteśmy chętni, oraz jesteśmy w stanie modyfikować (rozwijać) swoje umiejętności.
Z ekonomicznego punktu widzenia takie podejście jest stabilne. Znam swoją wartość. Moje miejsce jest tu i tu. Mogę się wpisać w jakiś konkretny scenariusz ekonomiczny. Ja daje to i oczekuje w zamian tego. Pytanie na ile jesteśmy podjąć dialog z odbiorcami - rynkiem. Kolejne pytanie na ile realnie oceniamy nasze umiejętności - bo może tylko wydaje nam się że coś umiemy?
Robię to bo muszę.
To dosyć niekorzystna sytuacja jakiekolwiek byłyby powodu tego przymusu. Nikt nie lubi być zmuszany ani przez okoliczności ani przez nikogo. Jak się coś robi z przymusu, nawet jeśli to jest przymus wewnętrzny to powstają napięcia. Dramaty. Artystycznie to może być genialna sytuacja ale ekonomicznie i finansowo - już nie.
Robię to dla pieniędzy.
Sytuacja jest klarowna z punktu widzenia ekonomicznego. Szukamy pieniędzy a więc mamy uwagę zwróconą za zewnątrz a nie do wewnątrz. Patrzymy na to co się może sprzedać i gdzie. Kto może chcieć coś kupić od nas. Zastanawiamy się jakie mogą być potrzeby rynku, co jesteśmy w stanie zrobić i za ile. Wyceniamy swoją pracę, szacujemy jej wartość, konfrontujemy się z twardą rzeczywistością. Problem zaczyna się wtedy kiedy mamy już pieniądze. Przyczyna dla której coś robiliśmy ustaje. Przestajemy to robić. Przestajemy mieć pieniądze i znowu musimy to robić. Przypomina to pracę silnika z falującymi obrotami.
Mało kto ma tak czyste motywy, że wybiera jeden powód. Najczęściej jest to mieszanka powodów i to na tyle skomplikowana, że nie da się łatwo oddzielić jednego od drugiego. Ale da się wyłapać jakiś powód dominujący.
Jeden, dziesięć, sto, tysiąc?
Dzisiejsze czasy to produkcja masowa, która jest jeszcze bardziej masowa niż ostatnio (tak zwana krzywa wzrostu produkcji, która rośnie wykładniczo).
Chodzi o to że produkuje się coraz więcej i coraz taniej - każdy to wie, bo chodzimy do sklepów.
To na jakiej zasadzie działają Wasze plany dotyczące rękodzieła?
Chodzi mi o ten plan:
Punkt1. Robię biżuterię unikatową, autorską, indywidualną (etc.)
Punkt2. ???
Punkt3. Wielka Forsa (Uznanie, Sukces, etc.)
Tak... - odpowiada mi mój wewnętrzny głos - Ale przecież istnieją rzeczy robione na indywidualne zamówienie, wyjątkowe, spersonifikowane.
Ludzie poszukują przedmiotów pięknie zaprojektowanych, dobrze wykonanych, wyróżniających się…
Czy nie może być planu który nie wpisuje się w masówkę?
Może. Ale trzeba taki plan mieć i realizować go konsekwentnie i z głową.
Jesteśmy na przyjęciu.
Każdy ma coś ważnego, indywidualnego i wartościowego do powiedzenia.
Każdy jest kimś. Każdy coś mówi i przekazuje innym - naraz, w tej samej chwili, w tym samym czasie.
Tak wyglądają nasze czasy. Wszyscy mówią, mało kto słucha.
Okazuje się, że na naszym przyjęciu usłyszany będzie nie ten, kto miał coś najważniejszego, czy najmądrzejszego do powiedzenia, tylko ten co najgłośniej wrzeszczał. Najczęściej jakieś głupoty.
W sytuacji kiedy rzeczy jest dużo, i one wszystkie coś mówią - wyjątkowość, unikatowość, indywidualne podejście, może się po prostu nie przebić przez ten hałas.
Co zrobić żeby sprzedawać?
Trzeba zrobić rzecz, dla niektórych przerażającą - cennik.
Cennik
(cennik naprawdę przeraża niektórych, widziałem wielokrotnie te panikę w oczach jak mieli się wypowiedzieć na temat tego ile coś kosztuje - niektóre osoby wystawiające się w tak zwanej galerii projektantów na targach (ci na krzesełkach a nie w stoiskach) są na tyle spanikowani koniecznością wyceny swoich prac, że wydaja się kompletnie niezainteresowani sprzedażą).
Cennik to jest określenie wartości swoich ukochanych dzieci. Jak wycenić swoje dzieci? To co wychodzi z naszych głów, serc, dłoni jest bezcenne.
Oto jak zrobić cennik:
Policzyć koszty ogólne (stałe) - koszt lokalu (nawet jeśli to kawałek własnej piwnicy czy kuchni, to policzyc część czynszu jaką się za to płaci) koszt pradu, gazu, wody, śmieci, telefonu, papieru do drukarki, drukarki - wszystkiego co ma najmniejszy związek z naszą działalnością - i nie ma że coś jest za darmo, kszty pracowni, maszyn, urządzeń, narzędzi, amortyzacji 5 letniej,
Policzyć koszty bezpośrednie. Czas który poświęcamy na zaprojektowani i wykonanie przedmiotu. Dodać marże, podatek i trochę innych rzeczy. I mamy cenę.
tutaj zrobiłem przykładowy kosztorys rzecz przydatna w robieniu cennika,
można spróbować samemu coś wycenić:
kosztorys w google docs
- można wpisywać online, zielone pola są do wstawiania danych
to jest tylko takie ramowe założenie do kalkulacji. Ale jak ktoś wypełni zielone pola, to okaże się, że jak wchodzi do pracowni to ma koszty (ja jak wstaje z łózka to mam koszty).
i że wytworzenie czegokolwiek kosztuje całkiem sporo (ile osób myśli sobie - "sam(a) to zrobię to mnie nic nie będzie kosztowało", nie ma takiej możliwości.)
W następnym odcinku:
Mamy cenę no i co z tego?
Skalowalność produkcji.
Uproszczone metody wyceny.
Jak obniżyć koszty i czy to w ogóle się opłaca.
“Plan jest prosty:
Punkt 1. - Kradniemy skrapetki i gacie z pralek.
Punkt 2. - ?
Punkt 3. - Wielka forsa.
Gnomy Gaciowe, South Park”
Jestem już na tyle starym Borsukiem, że moge robić małe podsumowania. Przez ponad 20 lat robiłem filmy dokumentalne, animowane i fabularne, pracowałem z kilkudziesięcioma naprawdę porąbanymi reżyserami, wcześniej studiowałem rzeźbę. Byłem wydawcą, cieślą, kamieniarzem, ilustratorem i grafikiem komputerowym, robiłem też gry. Od kilku lat pomagam projektować i produkowac biżuterie w pracowni mojej żony. Nie lutuję, nie bo nie, ale opracowuje wszystkie etapy produkcji, robie narzędzia (czasem bardzo skomplikowane), i organizuje co się da.
Cała ta branża (złotniczo-jubilerska) jest obrośnięta uprzedzeniami i kompleksami niczym bezpański pies kleszczami. Ludzie się nie dzielą wiedzą. Uważają , że jak coś ktoś wie, lub umie, to konkurencja, tylko czyha na to, żeby wykraść mu drogocenną wiedzę, dzięki której będzie kiedyś bogaty. A to przeciaż tak nie działa. Na początku mnie to bawiło, potem drazniło, teraz… nie wiem, chyba się przyzwyczaiłem. To forum jest wyjątkowe. Dlatego i ja postanowiłem się czymś podzielić.
W ciągu kilku ostatnich lat poznałem kilkadziesiąt, może kilkaset osób robiących biżuterię. Różnych osób. Rzemieślników, artystów, dziewczyny które szukają swojego miejsca w życiu i idą na kurs, kowali, luzaków oraz właścicieli dużych firm. Ponieważ wcześniej robiłem filmy dokumentalne, a robienie filmów dokumentalnych polega na przyglądaniu się ludziom (bardzo dokładnym i uważnym przyglądaniu się ludziom) to starałem się im przyglądać. Chciałem nawet przez jakiś czas zrobic cykl filmów dokumentalnych o polskiej biżuterii ale porzuciłem ten pomysł, bo nie po to zostawiłem robienie fimów, żeby je znowu robić.
Znajomy który uczy biżuterii w szkole na Felińskiego w Warszawie, kiedy pytailśmy go czy nie ma jakichś zdolnych uczniów, których dałoby się zatrudnić, powiedział mi:
Zapomnij! Oni wszyscy jak tylko skończą szkołę, otwierają swoje firmy, pracownie czy co tam i liczą na wielką forsę. Praca u kogoś ich nie interesuje. Nawet żeby się czegoś nauczyć czy podpatrzeć. Drżyj konkurencjo!
Pomyślałem o tych kilku zaprzyjaźnionych dziewczynach po szkole “Antidotum”, które oczekiwały że świat je przyjmie z zachwytem jako wielkie projektantki, a teraz pracują w biurach a biżuterią zajmują się jak czas pozwoli.
Po co w ogóle robić biżuterię, skoro tyle jej jest zrobionej?
Każdy, kto samodzielnie coś tworzy jest twórcą. To słowo stało się w dzisiejszych czasach bardzo pojemne. Rysujemy coś na serwetce w kawiarni jesteśmy twórcami, siedzimy rok nad makietą Bitwy pod Grunwaldem - również twórcy, wymyślamy metodę obserwacji meteorytów - twórcy.
Osoby, które mają problem z określeniem własnej tożsamości - ci którzy zadają sobie wewnętrzne pytanie - “kim jestem”, mogą nieświadomie wpaść w pułąpkę “bycia twórcą”.
Polega to na tym, że ważniejsza jest manifestacja tego “kim jestem” - “jestem twórcą” a więc muszę tworzyć, od tego, czy naprawdę warto to robić.
W dzisiejszych czasach każdy może być twórcą, ba… kazdy może być artystą (o tym napiszę póżniej). Kiedyś Jerzy Maksymiuk (rozczochrany, uroczy dyrygent) na pewnym warszawskim podwórku w centrum (WIlcza 10), po kilku głębszych, na widok kolejnego znajomego kompozytora zawołał: “ku..a, nie moży byc tak, że na kazdej ulicy po 5 kompozytorów mieszka!!!”.
To prawda.
Jak jest za duża oferta to ludzie głupieją. Nie wiadomo, co wybierać i znakomite rzeczy nie przebijają się do świadomości ogółu. Trzeba konkurować z totalną kiepścizną bo “kazdy przeciez może być twórcą”. Tak naprawdę to nie każdy, chociaż każdy może próbować. Ostatnio wydaje się że jest więcej chętnych do tworzenia niż odbiorców tego tworzenia.
Gdyby Kabaret Starszych Panów miał dzisiaj stanąć w szranki telewizyjnych nocy kabaretowych to prawdopodobnie nikt by go nie zauważył.
Rozważmy takie sytuacje:
- Robię to bo to mnie określa
- Robię to bo lubię
- Robię to bo to umiem
- Robię to bo muszę
- Robię to dla pieniędzy.
- Inne powody, które aktualnie nie przyszły mi do głowy ale nie wykluczam, że są.
Robie to bo to mnie określa.
Zdarzają się dosyć często w branży biżuteryjnej osoby, często są to dziewczyny, lub kobiety, które w poszukiwaniu swojego “ja”, swojego “kształtu”, zajmują się biżuterią. To trochę autystyczne zajęcie - w sensie, wyciszone, wymagające skupienia i cierpliwości. Ma tez właściwości terapeutyczne dla ludzi znerwicowanych. Więc może wciągnąć. Osobom takim wydaje się, że tworzenie ładnych małych przedmiotów jest fajne (na równi z układaniem kwiatów) i duchowo rozwijające. Czasem są to dziewczyny zajmujące się modą. Najczęściej to osoby które chcą zoś zrobić dla siebie, są kreatywne, coś się udaje zrobić więc sięgają po następne i następne. Potem lubią o sobie myśleć: “hmmm... Tak jestem twórcą. Twórcą biżuterii.” Pokazują swoje wyroby koleżankom, znajomym, a ci oczywiście chwalą bo jakżeby inaczej. Jest to jakaś odpowiedź na pytanie “kim jestem” więc można się poczuć dobrze (a przynajmniej lepiej).
Z ekonomicznego punktu widzenia taka sytuacja to początek całej litanii kosztów, bez specjalnych perspektyw na zyski (chyba że przypadkiem) bo osoby, które robią biżuterię głównie z powodów “bycia twórcą” - nie zwracają uwagi na otoczenie. Zaspokajają swoją potrzebę odpowiedzi na pytanie kim jestem. I już. A relacje z otoczeniem, prawdziwe relacje z otoczeniem są kluczem do sprzedawania swoich produktów.
Robię to bo lubię.
To jest dosyć jasna sytuacja. Każde hobby na tym polega. Powody lubienia mogą być różne i złożone. Można mieć autystyczne upodobania (autystyczne w sensie - lubię sobie podłubać w ciszy i spokoju). Można lubić takie małe przedmioty. Nie będę wnikał. Kibice lubią oglądać mecz - płacą za bilety. Modelarze lubią sklejać samoloty - płacą za modele i narzędzia. Hobbyści z ekonomicznego punktu widzenia to bardzo poważna grupa wydająca pieniądze a nie zarabiająca. Jeśli robisz biżuterię głównie dla tego że to lubisz, będą ogromne trudności ze sprzedażą jeśli nie zreformujesz podejścia. (nie znaczy, że masz przestać lubić, trzeba tylko wprowadzić inne priorytety).
Robię to bo to umiem.
Maria Czubaszek powiedziała kiedyś, że jej mąż (znakomity jazzman Wojciech Karolak) nigdy nie ćwiczy żadnych utworów. “Gram to co umiem” - mówi - “jak nie umiem, to nie gram, bo po co”.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że to nas ogranicza. Że skoro robimy tylko to co już umiemy, to nie ma rozwoju, nauki. Umiem grawerować, więc tylko graweruje. Lutować więc tylko lutuje. Ale w większej skali - całego fachu brzmi to rozsądnie:
Umiem robić biżuterię więc robię biżuterię. Nie zajmuje się… budową rowerów czy doradztwem podatkowym. Pytanie na ile jesteśmy chętni, oraz jesteśmy w stanie modyfikować (rozwijać) swoje umiejętności.
Z ekonomicznego punktu widzenia takie podejście jest stabilne. Znam swoją wartość. Moje miejsce jest tu i tu. Mogę się wpisać w jakiś konkretny scenariusz ekonomiczny. Ja daje to i oczekuje w zamian tego. Pytanie na ile jesteśmy podjąć dialog z odbiorcami - rynkiem. Kolejne pytanie na ile realnie oceniamy nasze umiejętności - bo może tylko wydaje nam się że coś umiemy?
Robię to bo muszę.
To dosyć niekorzystna sytuacja jakiekolwiek byłyby powodu tego przymusu. Nikt nie lubi być zmuszany ani przez okoliczności ani przez nikogo. Jak się coś robi z przymusu, nawet jeśli to jest przymus wewnętrzny to powstają napięcia. Dramaty. Artystycznie to może być genialna sytuacja ale ekonomicznie i finansowo - już nie.
Robię to dla pieniędzy.
Sytuacja jest klarowna z punktu widzenia ekonomicznego. Szukamy pieniędzy a więc mamy uwagę zwróconą za zewnątrz a nie do wewnątrz. Patrzymy na to co się może sprzedać i gdzie. Kto może chcieć coś kupić od nas. Zastanawiamy się jakie mogą być potrzeby rynku, co jesteśmy w stanie zrobić i za ile. Wyceniamy swoją pracę, szacujemy jej wartość, konfrontujemy się z twardą rzeczywistością. Problem zaczyna się wtedy kiedy mamy już pieniądze. Przyczyna dla której coś robiliśmy ustaje. Przestajemy to robić. Przestajemy mieć pieniądze i znowu musimy to robić. Przypomina to pracę silnika z falującymi obrotami.
Mało kto ma tak czyste motywy, że wybiera jeden powód. Najczęściej jest to mieszanka powodów i to na tyle skomplikowana, że nie da się łatwo oddzielić jednego od drugiego. Ale da się wyłapać jakiś powód dominujący.
Jeden, dziesięć, sto, tysiąc?
Dzisiejsze czasy to produkcja masowa, która jest jeszcze bardziej masowa niż ostatnio (tak zwana krzywa wzrostu produkcji, która rośnie wykładniczo).
Chodzi o to że produkuje się coraz więcej i coraz taniej - każdy to wie, bo chodzimy do sklepów.
To na jakiej zasadzie działają Wasze plany dotyczące rękodzieła?
Chodzi mi o ten plan:
Punkt1. Robię biżuterię unikatową, autorską, indywidualną (etc.)
Punkt2. ???
Punkt3. Wielka Forsa (Uznanie, Sukces, etc.)
Tak... - odpowiada mi mój wewnętrzny głos - Ale przecież istnieją rzeczy robione na indywidualne zamówienie, wyjątkowe, spersonifikowane.
Ludzie poszukują przedmiotów pięknie zaprojektowanych, dobrze wykonanych, wyróżniających się…
Czy nie może być planu który nie wpisuje się w masówkę?
Może. Ale trzeba taki plan mieć i realizować go konsekwentnie i z głową.
Jesteśmy na przyjęciu.
Każdy ma coś ważnego, indywidualnego i wartościowego do powiedzenia.
Każdy jest kimś. Każdy coś mówi i przekazuje innym - naraz, w tej samej chwili, w tym samym czasie.
Tak wyglądają nasze czasy. Wszyscy mówią, mało kto słucha.
Okazuje się, że na naszym przyjęciu usłyszany będzie nie ten, kto miał coś najważniejszego, czy najmądrzejszego do powiedzenia, tylko ten co najgłośniej wrzeszczał. Najczęściej jakieś głupoty.
W sytuacji kiedy rzeczy jest dużo, i one wszystkie coś mówią - wyjątkowość, unikatowość, indywidualne podejście, może się po prostu nie przebić przez ten hałas.
Co zrobić żeby sprzedawać?
Trzeba zrobić rzecz, dla niektórych przerażającą - cennik.
Cennik
(cennik naprawdę przeraża niektórych, widziałem wielokrotnie te panikę w oczach jak mieli się wypowiedzieć na temat tego ile coś kosztuje - niektóre osoby wystawiające się w tak zwanej galerii projektantów na targach (ci na krzesełkach a nie w stoiskach) są na tyle spanikowani koniecznością wyceny swoich prac, że wydaja się kompletnie niezainteresowani sprzedażą).
Cennik to jest określenie wartości swoich ukochanych dzieci. Jak wycenić swoje dzieci? To co wychodzi z naszych głów, serc, dłoni jest bezcenne.
Oto jak zrobić cennik:
Policzyć koszty ogólne (stałe) - koszt lokalu (nawet jeśli to kawałek własnej piwnicy czy kuchni, to policzyc część czynszu jaką się za to płaci) koszt pradu, gazu, wody, śmieci, telefonu, papieru do drukarki, drukarki - wszystkiego co ma najmniejszy związek z naszą działalnością - i nie ma że coś jest za darmo, kszty pracowni, maszyn, urządzeń, narzędzi, amortyzacji 5 letniej,
Policzyć koszty bezpośrednie. Czas który poświęcamy na zaprojektowani i wykonanie przedmiotu. Dodać marże, podatek i trochę innych rzeczy. I mamy cenę.
tutaj zrobiłem przykładowy kosztorys rzecz przydatna w robieniu cennika,
można spróbować samemu coś wycenić:
kosztorys w google docs
- można wpisywać online, zielone pola są do wstawiania danych
to jest tylko takie ramowe założenie do kalkulacji. Ale jak ktoś wypełni zielone pola, to okaże się, że jak wchodzi do pracowni to ma koszty (ja jak wstaje z łózka to mam koszty).
i że wytworzenie czegokolwiek kosztuje całkiem sporo (ile osób myśli sobie - "sam(a) to zrobię to mnie nic nie będzie kosztowało", nie ma takiej możliwości.)
W następnym odcinku:
Mamy cenę no i co z tego?
Skalowalność produkcji.
Uproszczone metody wyceny.
Jak obniżyć koszty i czy to w ogóle się opłaca.