Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kurs woj. śląskie?
#1
Witam
Potrzebuję pomocy, już od jakiegoś czasu poszukuję , szkół policealnych , kursów jubilerskich woj. śląskim. Niestety znalazłam tylko w Krakowie i w Warszawie , z powodu mojej pracy , nie jestem w stanie dojeżdżać tak daleko . Może ktoś coś wie ?
Odpowiedz
#2
Dobra rada: Olej kursy. Polecam fora, youtube, książki. Z tego co widzę, 90% ludzi z forum uczyło się w ten sposób a poziom jest powalająco dobry.
Odpowiedz
#3
Potwierdzam. Wzystko co się  nauczyłem to z YT , naszego forum i takie tam podobne a forse lepiej zostawić na nietanie zabawki.
Odpowiedz
#4
(02-08-2017, 10:37 AM)Astar6 napisał(a): Dobra rada: Olej kursy. Polecam fora, youtube, książki. Z tego co widzę, 90% ludzi z forum uczyło się w ten sposób a poziom jest powalająco dobry.

Poziom forum jest mistrzowski (nie czaruję), byłem na kursie lutowania i dowiedziałem się mniej niż na forum. Tutaj się uczę i pytam gdy mam wątpliwości. I ćwiczę!
Memento Vivere!
Odpowiedz
#5
Sorry ale sie nie zgodze sie w pelni, jakis trzy dnoiwy- tygodniowy kurs fakt strata czasu, ale youtuby, fora ,czy inne takie nie zastapia dobrego trening w warsztacie z mistrzem . Jak sie oglada wyroby wielu "artystow" widac ewidetne braki warsztatowe, bo nikt nie pokazal, nie strzelil po lapach za bledy. Mozna pewne zasady naginac, niektore lamac, ale zeby to robic swiadomie to trzeba je znac...podstawy to podstawy to jest rzemioslo i pewne umiejetnosci sa wymagane.
nie wiem, nie znam sie ...ale sie chetnie wypowiem .
Odpowiedz
#6
(02-08-2017, 04:33 PM)Erddill napisał(a): Sorry ale sie nie zgodze sie w pelni, jakis trzy dnoiwy- tygodniowy kurs fakt strata czasu, ale youtuby, fora ,czy inne takie nie zastapia dobrego trening w warsztacie z mistrzem . Jak sie oglada wyroby wielu "artystow" widac ewidetne braki warsztatowe, bo nikt nie pokazal, nie strzelil po lapach za bledy. Mozna pewne zasady naginac, niektore lamac, ale zeby to robic swiadomie to trzeba je znac...podstawy to podstawy to jest rzemioslo i pewne umiejetnosci sa wymagane.

Fakt, jeśli Magda wiąże swoją przyszłość z zawodowym wykonywaniem biżuterii, co najmniej miesięczny kurs w pracowni mistrza będzie jej nieodzowny (takich jest pełno w internecie). Kursów np. trzy dniowych dla amatora jak ja nie znalazłem (poza Art Clay), chętnie bym skorzystał i jak mówisz dostał parę razy po łapach.
Memento Vivere!
Odpowiedz
#7
(02-08-2017, 09:06 PM)OldBastard napisał(a): Fakt, jeśli Magda wiąże swoją przyszłość z zawodowym wykonywaniem biżuterii, co najmniej miesięczny kurs w pracowni mistrza będzie jej nieodzowny (takich jest pełno w internecie). Kursów np. trzy dniowych dla amatora jak ja nie znalazłem (poza Art Clay), chętnie bym skorzystał i jak mówisz dostał parę razy po łapach.

Art Clay jest popularne, bo latwiej kogos nauczyc ugniatac ciasto, niz robic bizuterie Puść oczko  .Taki napaleniec nauczy sie gniesc ciastoline i pelen zapalu i checi zetknie sie z cena tego "surowca" ...to mu sie odechce Ząbki  .
     Wracajac do bizuteri "tradycyjnej". Z moich obserwacji rynku brytyjskiego moge powiedziec, ze taka forma "warsztatow" jest dosc popularna....zwlaszcza dla tych zlotnikow, ktorym kiepsko idzie. Nie oszukujmy sie, nie da sie przez dzien, czy trzy nauczyc kogos zawodu, nawet podstaw, to jest tylko i wylacznie wyciaganie kasy od naiwniakow, ktorzy sie ciesza, ze moga pierscionek zrobic, a dla firmy kasa plynie. Lepiej siedziec z kolesiem, ktory zaplaci dobra dniowke za "kurs", niz siedziec i patrzec w sciane ...czekajac na klientow. Wiekszosc tych zakladow oferujacych takie treningi robila gladkie obraczki, jakies blaszki z kamyczkiem jako wisiorki, broszki, bardzo proste formy, ktorych pelno na rynku. Jak ktos jest naprawde dobry, to przewaznie nie ma czasu na takie zabawy....chyba, ze ma kasy tyle, ze stac go na altruizm dzielenia sie wiedza. 
     Moja sciezka kariery, jestem poczesci samoukiem, byla troche inna. Trafilem do pracowni do pracy przy przygotowaniu materialu, pozniej dali mi polerowanie, bo terminy gonily a nikt nie chcial tej brudnej roboty robic. Musialem rozpychac sie lokciami i byc BAAARDZO upierdliwy, zeby pozwolili mi siasc do stolu i dali cos do lutowania ( odlewy masowka) w przerwach miedzy polerowaniem i topieniem. Nikt sie mna za brdzo nie przejmowal i nie pokazywal co i jak . Lazilem pomiedzy ludzmi i filowalem przez ramie co robia. Uśmiech Troche to trwalo, 3 lata, ale ogarnalem na tyle, ze przesiadlem sie do innej pracowni....i pozniej juz z gorki Puść oczko
nie wiem, nie znam sie ...ale sie chetnie wypowiem .
Odpowiedz
#8
(02-09-2017, 11:38 AM)Erddill napisał(a):
(02-08-2017, 09:06 PM)OldBastard napisał(a): Fakt, jeśli Magda wiąże swoją przyszłość z zawodowym wykonywaniem biżuterii, co najmniej miesięczny kurs w pracowni mistrza będzie jej nieodzowny (takich jest pełno w internecie). Kursów np. trzy dniowych dla amatora jak ja nie znalazłem (poza Art Clay), chętnie bym skorzystał i jak mówisz dostał parę razy po łapach.

Art Clay jest popularne, bo latwiej kogos nauczyc ugniatac ciasto, niz robic bizuterie Puść oczko  .Taki napaleniec nauczy sie gniesc ciastoline i pelen zapalu i checi zetknie sie z cena tego "surowca" ...to mu sie odechce Ząbki  .

Opisałeś mój przypadek Uśmiech

     Wracajac do bizuteri "tradycyjnej". Z moich obserwacji rynku brytyjskiego moge powiedziec, ze taka forma "warsztatow" jest dosc popularna....zwlaszcza dla tych zlotnikow, ktorym kiepsko idzie. Nie oszukujmy sie, nie da sie przez dzien, czy trzy nauczyc kogos zawodu, nawet podstaw, to jest tylko i wylacznie wyciaganie kasy od naiwniakow, ktorzy sie ciesza, ze moga pierscionek zrobic, a dla firmy kasa plynie. Lepiej siedziec z kolesiem, ktory zaplaci dobra dniowke za "kurs", niz siedziec i patrzec w sciane ...czekajac na klientow. Wiekszosc tych zakladow oferujacych takie treningi robila gladkie obraczki, jakies blaszki z kamyczkiem jako wisiorki, broszki, bardzo proste formy, ktorych pelno na rynku. Jak ktos jest naprawde dobry, to przewaznie nie ma czasu na takie zabawy....chyba, ze ma kasy tyle, ze stac go na altruizm dzielenia sie wiedza. 
     Moja sciezka kariery, jestem poczesci samoukiem, byla troche inna. Trafilem do pracowni do pracy przy przygotowaniu materialu, pozniej dali mi polerowanie, bo terminy gonily a nikt nie chcial tej brudnej roboty robic. Musialem rozpychac sie lokciami i byc BAAARDZO upierdliwy, zeby pozwolili mi siasc do stolu i dali cos do lutowania ( odlewy masowka) w przerwach miedzy polerowaniem i topieniem. Nikt sie mna za brdzo nie przejmowal i nie pokazywal co i jak . Lazilem pomiedzy ludzmi i filowalem przez ramie co robia. Uśmiech Troche to trwalo, 3 lata, ale ogarnalem na tyle, ze przesiadlem sie do innej pracowni....i pozniej juz z gorki Puść oczko
Memento Vivere!
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości