Pasta do lutowania
Pasta do lutowania
Witam serdecznie. Mam pytanie co do pasty srebra do lutowania. Odrazu zaznaczę że jeśli chodzi o lutowanie to jestem swiezak w tym temacie. Jeśli chodzi o pasty to rozumiem że nakładam pastę na daną zecz do zlutowania i np. Taki łańcuszek daje pod palnik. Czy muszę jeszcze coś zrobić? Np przed lutowaniem posmarować pasta jakaś lub po lutowaniu? Jak wygląda puzniej sytułacja w tym miejscu jeśli chodzi o rodowane? Trzeba jakoś porodowa w miejscu lutowania czy ta pasta ma już składniki sama w sobie że idzie obejść się bez tego? Macie może jakieś fajne filmiki z wykorzystaniem tej pasty. (Odrazu zaznaczę że szukałem na internetach ale nic sensownego nie widziałem .
Pozdrawiam
o wiele łatwiej kontrolować lutowanie robiąc to tradycyjnym lutem niż pastą. Z kawałka lutu możesz odciąć pelkę o odpowiedniej wielkości do miejsca lutowania. W paście nie ma takiej możliwości. To bardziej łut szczęścia.
Zależy co się lutuje. Jak trzeba masowo kilkaset sztyftów, to pasta jest idealna
bo wyciskasz ją do kapsla, łapiesz sztyft pęsetą, zagarniasz końcem sztyftu
kroplę pasty i lutujesz. Jak kto złapie wprawę, to wszystko ogarnie pastą. To
przecież też lut i do tego z topnikiem. Każdy ma jednak swoje nawyki, i tak
ja latami używałem prostnic Mifam, których uzbierałem kilkanaście, a teraz
kiedy przesiadłem się na Nakanishi, Mifam spadł do ostatniej szuflady.
czy zawsze jesteś w stanie odmierzyć taką samą ilość lutówki ? Ktoś powie że to kwestia wprawy. Ilość lutówki zależy od temperatury samej lutówki, temperatury lutowanego przedmiotu. Nawet czystość lutowanej powierzchni ma znaczenie, bo zmienia napięcie powierzchniowe cieczy. A kawałek materii stałej zawsze będzie kawałkiem materii. Ja zostaje przy pelkach gdzie przy odrobinie wprawy miejsce lutowania musisz znaleźć pod mikroskopem. Nie lubię rozlanych lutów.
Pasta nie jest cieczą, tylko... pastą. Lutując sztyft, maczasz go w paście, i zostaje na końcu tyle, ile trzeba. Nie ma za to problemu z uciekającym lutem. Jednakże czasem lepiej jest użyć pelki, a czasem pasty. Wszystko zależy od rodzaju lutowania. Pasta sprawdza się świetnie w lutowaniu puszek. Ja używam pasty, pelek, drutu i płaskiej taśmy - wszystko w miarę potrzeb. Nie ma nigdzie opisanej zasady, że musisz się zdecydować na tylko jeden rodzaj lutu. Problemem każdego rzemiosła jest tradycjonalizm. Zazwyczaj jak się kto za sztyfta nauczył lutować dmuchawką, ten do końca będzie z uporem maniaka przekonywał, że to lepsze od palnika wodorowego. Mnie zresztą to powiewa i jak kto ma kaprys np. polerować archaiczną maszyną na pedał, albo wiercić furkadełkiem, to proszę bardzo.
masz racje jak ktoś zaczął od dmuchawki to na niej kończy. Ja gdzieś mam strzykawkę z lutówka w paście Przetestowałem
Abdeki Fluorony i wróciłem do tradycyjnego boraksu z kwasem bornym. A pasta to też ciecz, tylko o większej gęstości
Mamy uczyć młodych rzemiosła złotniczego a nie masowej produkcji. Niech kierownik produkcji w fabryce powie młodemu
jak paprać robotę. Jeżeli mam się wypowiedzieć, to najlepszym palnikiem do drobnych napraw jest mikropalnik na gaz do
zapalniczek. Do większych prac palniki ten-propan ( nie propan-buran, bo zatyka dysze ) Wodorowy palnik jest dla tych
co już mają doświadczenie. Po drodze masz jeszcze palniki na generatory z benzyny ekstrkcyjnej ( fajne palniki ), gaz ziemny,
propan- butan. Zapomniałem o świeczce i dmuchawce, ale na tym się nie znam
(09-24-2020, 01:37 PM)kriss Wodorowy palnik jest dla tych
co już mają doświadczenie. Po drodze masz jeszcze palniki na generatory z benzyny ekstrkcyjnej ( fajne palniki )
(09-24-2020, 01:37 PM)kriss Wodorowy palnik jest dla tych
co już mają doświadczenie. Po drodze masz jeszcze palniki na generatory z benzyny ekstrkcyjnej ( fajne palniki )